Kremy do tatuażu – Casualism Blog Moda Męska i Styl
Tatuaże, wbrew obiegowej opinii, nie są zwykłą, ot taką sobie tam ozdobą ciała, która tuż po wygojeniu jest tłem i nie wymaga żadnego zainteresowania. Nie bez powodu powstały kremy do tatuażu. Moja sytuacja jest jednak nieco inna. Do cna wytatuowane rękawy nie wymagają ode mnie zbyt wiele w kierunku ich właściwego utrzymania. Są czarne, o grubej linii i dużą ilością tuszu pod skórą. Jednak nie wszyscy tak mają, wielu z Was zapewne ma jeden lub kilka mniejszych tatuaży, które WARTO czasami mocniej uwidocznić. Dzisiaj kremy do tatuażu w wartym uwagi teście. Zobaczcie koniecznie!
Wpis przy współpracy z BeardMan
Pudełko od BEARDMAN to klasa sama w sobie. Stonowane barwy, neutralna stylistyka i bardzo miła dla oka zawartość. Niczego więcej do szczęścia nie potrzeba i właściwie nie ma na ten temat co więcej napisać. Generalnie – spory plus, kremy do tatuażu mają fajna otoczkę 😉
STEAM PUNK TATTOO BUTTER
To krem do tatuażu, a właściwie masło, od którego zacząłem i doceniłem na samym wstępie metalowe, godne dobrych produktów opakowanie. No i koniec końców bardzo dobrze się stało. Zacznijmy od konsystencji. Stosunkowo lekka, oczywiście w dotyku zimna i wilgotna, więc powinna dobrze się wcierać, jest dość rozwodniona. Na skórze od razu po nałożeniu jest na wpół klarowna, każdy ruch dokładnie wsmarowuje krem w tatuaż, nie pozostawiając na nim grubego, nieprzyjemnego filmu. Nie powoduje efektu tłustości, można więc ten krem stosować bez większych problemów przed wyjściem do pracy i założyć na tatuaż koszulkę czy koszulę. Ze względu na łatwe rozsmarowywanie, krem powinien cechować się porządną wydajnością.
Zapach to mistrzostwo, bardzo męski, przypomina mi stare, stylowe perfumy. Wedle producenta prezentują zapachy korzenne, w połączeniu z ziołowymi – i tak w istocie jest. Po nałożeniu na skórę zapach długo się utrzymuje, nawet do kilku godzin. Oczywiście nie liczmy na możliwość wyczucia tego zapachu w powietrzu, raczej jedynie po zbliżeniu nosa do skóry. Jednak niezależnie od tego grunt, że zapach i tak się trzyma.
Efekt – czerń tuszu w moich tatuażach jest zdecydowanie bardziej połyskująca, a krem do tatuażu Pana Drwala kontrastowe „odcięcie” od kolorytu skóry. To efekt, który w szczególności docenią ludzie z kolorowymi tatuażami lub mocno nadgryzionymi przez czas. Steam Punk Tattoo Butter potrafi zdecydowanie poprawić wygląd tatuażu i ujmuje mu wielu lat. Zdecydowanie masło warte bliższej relacji.
TATTOO BUTTER LOVE INK (PAPAYA)
To krem do tatuażu w nieco gorszym, bo całkowicie plastikowym opakowaniu, ale mimo wszystko to jedynie niuans, który nie powinien zbytnio wpływać na ocenę. Zdobienia mogą wydawać się nieco damskie i – co ciekawe – jest w tym jakiś sens, po wyjaśnienie zapraszam dalej. Konsystencja jest minimalnie, ale to tak naprawdę minimalnie cięższa. Troszeczkę ciężej krem właściwie rozsmarować, ale i tak jest na dobrym poziomie. W pudełku daje efekt mniejszego rozwodnienia i wilgoci, sprawia – przed zatopieniem palca – efekt nieco zaschniętej pasty do butów, lecz pod wpływem ciepła palców natychmiast się rozluźnia. Po zastosowaniu zostawia troszkę tłusty film. Nie wpływa to jednak na życie codzienne i zakładanie ubrań. Pamiętać należy jednak, że wielu może ten efekt nie odpowiadać.
Zapach jest moim zdaniem słodszy, owocowy i bardziej damski, a po wchłonięciu w skórę – ciekawy, choć nie przypadł mi do gustu. Nie jest jednak – broń Boże! – brzydki, po prostu nie odpowiada mi na tyle, by wąchać go z chęcią, ilekroć go widzę na półce. Zapach jest ciężki do opisania i na mój – niewprawiony w ocenie sensorycznej nos – przypomina gumę balonową i owoce cytrusowe. Spodoba się kobietom.
Efekt – tak jak powyżej. Po nieco trudniejszym wsmarowaniu osiągnięty efekt Tattoo Butter Love Ink jest praktycznie identyczny i ciężki do odróżnienia w kwestii wizualnej. W kwestii sensorycznej, zapach szybciej się ulatnia, jest od samego początku nieco stłumiony i zostawia „posmak” zapachu, a nie mocny, choć piękny, zapach powyższego Steam Punk.
KREM DO TATUAŻU EASY TATTOO
To krem, który spodobał mi się ze względu na zastosowaną przez producenta pompkę próżniową. Dzięki niej nie zabrudzimy opakowania i nic wokół niego tuż po nałożeniu na dłoń. Dobór kolorystyczny mi się nie podoba w zupełności, choć ma pewien sens i zamysł, o tym jednak dalej. Konsystencja kremu jest zupełnie, ale to zupełnie inna, niż powyższe dwa. Krem bowiem jest bardzo skondensowany i „tępy”, ciężko go rozsmarować bez użycia siły i wyrwania przy okazji z rąk kilku włosów 😉 W tym szaleństwie jest jednak metoda, bo to krem bardzo intensywnie odżywiający w szczególności (podobno) zniszczony podczas tatuażu naskórek, więc świetnie się sprawdzi tuż po okresie stosowania Bepanthenu, kiedy zaczyna schodzić martwy naskórek. Miałem wrócić do kwestii opakowania. Jest bardzo „apteczne” i początkowo wydawało mi się nietrafione w stosunku do zawartości. Myliłem się jednak, bo…apteczne opakowanie dobrze opisuje zawartość 🙂
Zapach…po prostu nie istnieje. Zapachu nie da się poczuć, a przynajmniej ja nie byłem w stanie, mimo usilnych z resztą prób. To jednak w przypadku tego kremu do tatuażu zaleta, bo zapach siłą rzeczy jest osiągany przez umieszczane w składzie dodatki, zatem jego brak przyczynia się hipoalergiczności, niezbędnej podczas procesu wygajania tatuażu. W stosunku do powyższych kremów, jest to zatem plus, bo ten drakońsko się od nich różni przeznaczeniem.
Efekt – inny. Tatuaż nie błyszczy tak, jak po użyciu specyfików powyżej, „wydaje się” mniej natłuszczony co wręcz powoduje, że mamy wrażenie zupełnego braku działania kremu. Brak jakiegokolwiek filmu i tłustości daje świetny efekt, bo kremu można używać niezależnie od pory dnia czy ubioru, nie pozostawi jakichkolwiek śladów. Reasumując, EASY TATTOO to rewelacyjny krem do tatuażu, którego używamy podczas gojenia. Warto go traktować nie jako pielęgnację bieżącą, a jako pielęgnację tatuażu po pierwszych dniach wygajania.
Dwa pierwsze kremy do tatuażu prezentują zupełnie inne podejście do kwestii pielęgnacji tatuażu. Uzupełniają je, rozbudzają koloryt i zwiększają kontrast między skórą, a umieszczonym tuż obok tuszem. Świetnie sprawdzą się podczas sesji zdjęciowych, wyjść ze znajomymi czy wyjść na miasto latem, więc warto byście traktowali je nie jako codzienną, przymusową pielęgnację, tylko jako wysokich lotów „make-up” tatuażu. Warto ich używać ilekroć chcemy pokazać nasze tatuaże z jak najlepszej strony. Trzeci z kolei krem to specyfik, który warto mieć zawsze przy sobie podczas różnych sytuacji związanych z tatuowaniem. Leczy schodzący naskórek i pozwala szybko nadbudować się nowej skórze po wykonaniu tatuażu. Wszystkie te kremy świetnie się uzupełniają, więc by pomóc wybrać powiem tak. Jeśli lubisz męskie, znane Ci zapachy, to weź Steam Punkt Tattoo Butter, zaś jeśli lubisz cytrusy i damskie zapachy – to skieruj swoje pieniądze w Tattoo Butter od Love Ink. Oba kremy do tatuażu świetnie się sprawdzą w swoich rolach 🙂
A jak wygląda skład takich kosmetyków i zawartość ewentualnych szkodliwych substancji>? bo chyba nie są to kosmetyki na bazie naturalnych półproduktów??
O te kwestie warto podpytać producentów 🙂
Przyznam się, że o pielęgnacji tatuaży nawet nie myślałem… I chyba czas się tym tematem zainteresuję.
Koniecznie 🙂
Adrian, proponuję zgłębienie tematu kosmetyków do pielęgnacji tatuażu. Akurat seria easy tattoo jest grupą kosmetyków do pielęgnacji świeżego tatuażu, bezpośrednio po wykonaniu. W jej skład wchodzi żel myjący antybakteryjny i testowany przez Ciebie krem o działaniu kojącym, przeciwbólowym i nawilżającym skórę po tatuażu. Specyfików typu bepanten nie poleca większość tatuatorów, przynajmniej z mojej wsi.
Oj, nie ufam innym tatuatorom i ich pomocy, tylko polegam na swojej praktyce. Wyleczyłem dwa rękawy w przeciągu pół roku Bepanthenem (moja narzeczona też zrobiła wiele małych tatuaży) i ufam mu bezgranicznie, więc – polegając na swojej praktyce – nie mogę z czystym sumieniem polecić czegokolwiek innego. Być może Easy Tattoo faktycznie ma zastępować Bepanthen, ale ja przywiązuję się do rozwiązań, które dobrze na mnie wpłynęły 😉
imo jeden z fajniejszych wpisów 🙂 Będziesz zapuszczał brodę znowu?
Dzięki wielkie 🙂 NIE! Broda na ten moment zostaje tylko w pamięci, nigdzie indziej. Byłem z niej bardzo zadowolony, ale miała jednak sporo minusów. Na razie zdecydowanie odpoczywam i czuję się dobrze z zarostem.
Ale te tattsy to konkrecior 🙂 ciekawe jakby wyglądały w kolorze hymm..
Dzięki 😀 Kolor odpada, te tatuaże są za „małe” i byłby duży misz-masz.
Kozackie masz te dziary! Oldschool rządzi 😉
Jeśli będziesz miał okazję, to wypróbuj kremu do pielęgnacji tatuażu Ink-Lab. W mojej opinii, to najlepszy produkt na rynku. Zarówno do gojenia, jak i do codziennej pielęgnacji. Pozdro!